Katastrofa w przestworzach
25 sierpnia 2010 kilometr przed lotniskiem w Bandundu (Demokratyczna Republika Konga) rozbił się samolot. Ocalał tylko jeden pasażer, ale w stanie krytycznym trafił do szpitala i z początku nie dało się go przesłuchać.
Katastrofa była tajemnicza. Pogoda idealna, piloci do końca nie donosili o żadnych kłopotach technicznych, świadkowie na ziemi stwierdzili, że samolot w którymś momencie po prostu zapikował w ziemię — żadnego ognia, dymu, dziwnych odgłosów... Na miejscu katastrofy wsiąkło w ziemię przynajmniej 150 litrów paliwa, wystarczające aż nadto na dotarcie do lotniska.
Dopiero zeznania jedynego ocalałego coś wyjaśniły.
Jeden z pasażerów wsiadł z pokaźną torbą. Z pokaźną torbą pełną żywego krokodyla, który w czasie lotu zdołał się rozpakować... Bagaże leciały z tyłu, pasażerowie uciekli przed gadziną jak najdalej do przodu, środek ciężkości gwałtownie się przemieścił — a było za nisko, żeby zaskoczeni piloci zdążyli to skompensować.
Ratownicy potwierdzili, że na miejscu był żywy krokodyl, którego wojsko musiało odstrzelić. Nikt nie przypuszczał, że to drugi ocalały...